Ludzie boją się nawet mówić, że ktoś ma myśli samobójcze, bo mają takie przełożenie, że jak myśli, to od razu to zrobi. A przecież tak nie jest.
Stanisław Szlassa: Często tak bywa, że pacjenci boją się mówić, że mają myśli samobójcze, bo nie wiedzą, na ile lekarz czy terapeuta jest silny i to dźwignie. Jeżeli czują, a pacjenci czują, że terapeuta jest słaby, to nie powiedzą. Bo będą go chronić, bo wiedzą, że go obciążą, a wystarczy, że oni są obciążeni i wiedzą, że terapeuta może sobie z tym nie poradzić, a co dopiero mi poradzić. Tak to działa. W związku z tym często pacjenci tego nie mówią. Nie mówią, bo nie wiedzą, jak zareaguje terapeuta, lekarz, czy od razu wyśle do szpitala psychiatrycznego, czy od razu da leki, jakieś zastrzyki, czy w kaftan go jakoś owiną, czy będzie można o tym rozmawiać.
Druga strona medalu to osoba, która słucha o myślach samobójczych.
Często ludzie się przerażają myślami samobójczymi, że jak ktoś mówi o myślach samobójczych, to już sobie nie wiadomo co wyobraża. Owszem, może być tak, że ktoś, kto ma myśli samobójcze, będzie próbował popełnić samobójstwo, ale niekoniecznie. To że ma myśli samobójcze, to znaczy, że coś trudnego przeżywa. To znaczy, że jest mu z czymś ciężko. To znaczy, że ma jakieś emocjonalne obciążenie, z którym sobie nie radzi i są takie myśli, które mówią, że jeżeli popełniłby samobójstwo, to nie miałby takiego obciążenia. To o to chodzi, a nie o jakąś nienawiść do życia, rodziny, że chce kogoś ukarać swoimi myślami. Nie chce nikogo karać, tylko coś bardzo przeżywa. Teraz chodzi o to, żeby dotrzeć do tego, co przeżywa, co jest na rzeczy, o co chodzi. Porozmawiajmy o tym.
Książkę „Jak chorować? Pytania, których się boimy” zamówisz np. w Bonito, kliknij tu.